Alpy — lipiec 1999

Droga włoska na Mont Blanc - informacje praktyczne

Trzeci wyjazd alpejski uwieńczony wejściem na Mont Blanc w lipcu 1999 roku.
Zdobyte szczyty: Breithorn (4165), Mont Blanc (4810), Zumnsteinspitze, Punta Gniffeti, Piramida Vincent, Lyskamm (4520), Dufourspitze (4632)
Uczestnicy: Magda Szczęsna, Michał Bednarz, Artur Domżała, Krzysztof Feluch, Marcin Jaroszewski, Rafał Leszczyński, Piotr Mielus, Zygmunt Rok, Bartek Zawistowski, Marcin Walendzik


W polskojęzycznej literaturze ukazały się, jak dotąd, cztery opisy wejścia na Mont Blanc najłatwiejszą drogą od strony włoskiego Courmayeur:

Opisy były na tyle zachęcające, że nasz ambitna ekipa postanowiła wejść na dach Europy właśnie od tej strony. Bezpośrednia akcja górska trwała trzy dni (15-17.07.1999) i dostarczyła nam moc niezapomnianych wrażeń, którymi choć w części chciałbym podzielić się z naszymi Czytelnikami. Najlepszą bazą w dolinie Val Veny jest camping "Aiguille Noire" położony w osadzie La Zerotta (1500 m). Dojazd autobusem (3.000 ITL) lub samochodem 6 km z Courmayeur. Koszt noclegu: 10.000 ITL. Dojście do schroniska Gonella (3070 m) jest pierwszym etapem drogi na szczyt. Podjeżdżamy autobusem (2.000 ITL) do ostatniej osady w dolinie - La Visaille (1675 m). Dalej droga jest zamknięta dla samochodów z powodu obrywu szosy. Podejście do baru Combal (1975 m, 3 km) zajmuje 45 min. Tu rozpoczyna się właściwy szlak. Oficjalny czas przejścia na drogowskazie (4 godz.) został ogłoszony z myślą o odwiedzających "Gonellę" sportowcach. Normalnym górołazom z ciężkimi workami przejście tego odcinka zajmie 6-7 godz., w związku z czym dobrym pomysłem jest wczesny wymarsz.
    Po kwadransie opuszczamy ostatnie drzewka i wkraczamy w świat przygnębiającego gruzu. Przejście dolnej części "lodowca" Miage jest dość uciążliwe. Użyłem cudzysłowiu, ponieważ lód pokryty jest sypkim żwirem i masywnymi głazami na odcinku 3 km. Ścieżki w zasadzie nie ma i jedyną wskazówkę, obok widocznego w dali białego siodła Col de Miage, stanowią kopczyki i żółte kółka nachlapane co kilkaset metrów. W górnej części lodowca (ok. 2400 m) gruz przechodzi w śnieg i zaczynają pojawiać się szczeliny, których przejście w popołudniowym słońcu wymaga sporej uwagi. Przetarty zazwyczaj szlak wchodzi na skały grani Grises na wysokości 2600 m (szukamy żółtych znaków na zboczu po prawej). Bystry trawers płytowo-piarżystym terenem (ostatnia woda!) wyprowadza na krawędź żebra, gdzie natrafiamy na pierwsze trudności. Ścieżka o charakterze prostej via ferraty forsuje drabinkę i uzbrojone w łańcuch zwietrzałe żeberko. Wyżej dwa pola śnieżne (dobrze jest wyjąć tu czekan) doprowadzają do podstawy czarnej turni (wysokość ok. 2900 m), na której szczycie stoi schronisko. Przewodnik Babicza określa następujący teraz odcinek lakonicznym zwrotem "kilka skałek". Moim skromnym zdaniem jest to jednak najtrudniejszy fragment całego szlaku. Zważywszy, że większość moich rodaków będzie pokonywała ten odcinek z 15-20 kg plecakiem (a nie z małą horolezką jak umowiony z "guidem" włoski turysta), chciałbym przekazać kilka uwag, które pozwolą uniknąć później poważniejszych kłopotów. Dolny trawers przechodzi przez "dwójkowy" węgieł, którego przejście z plecakiem wymaga sporej ostrożności (zwłaszcza przy schodzeniu!). Włosi założyli tu łańcuch, dzięki czemu mamy do czego przypiąć się lonżą przywiązaną do uprzęży. Wyżej ekspozycja maleje, ale skała nie jest zbyt pewna, a część ubezpieczeń chowa się pod śniegiem. Śnieżne pólka są zazwyczaj rozmiękłe, co stwarza ryzyko obsunięcia (przydatny czekan). Ścieżka na tym odcinku jest na szczęście bardzo dobrze oznakowana.
    Nocleg w starym schronisku kosztował nas 18.000 ITL (tzw. cena dla "membersów" mimo, że żaden z nas nie mógł się pochwalić papierkiem honorowanym przez Club Alpino Italiano). Chata położona jest na krawędzi filara z pięknym widokiem na lodowiec Dome i śnieżne ogrody Aiguille de Trelatete. Litr wody kosztuje niestety 3.000 ITL, ale śniegu w pobliżu schroniska nie brakuje. Uwagi praktyczne dla posiadaczy namiotów: w promieniu kilometra nie ma żadnego płaskiego pólka, które nie byłoby zagrożone spadającymi kamieniami. Najbliższy teren biwakowy znajduje się ok. półtorej godziny marszu nad schroniskiem, na tarasie ok. 3350 m w lewej części lodowca Dome. Czesi, którzy podchodzili z nami na Mont Blanc, wybrali wyższy taras, już nad serakami w lewym górnym kącie lodowca pod przełęczą Grisses (ok. 3650 m). Jeżeli opuścimy La Visaille wcześnie rano, mamy spore szanse na osiągnięcie któregoś ze wspomnianych miejsc biwakowych przed zapadnięciem zmroku.
    Atak szczytowy rozpoczynamy bardzo wcześnie: pomiędzy północą a drugą rano. Przewodnikowy czas przejścia (lit. 2, 3) został oszacowany z myślą o dobrze zaaklimatyzowanym zespole (6-7 godz.). Nam wejście na szczyt (przeszło 1700 m. deniwelacji) zajęło 9 godzin (w zejściu 6 godzin), co jest zgodne z czasem podanym przez Dumlera (lit. 1). W złych warunkach (świeży śnieg) wejście może zająć nawet 12 godz. (por. lit. 4). Jak wiadomo, lodowców alpejskich należy unikać w godzinach popołudniowych (szczeliny!), mamy więc do wyboru dwie strategie zdobywcze:

Nie ukrywam, że okoliczności zmusiły nas do wybrania drugiego wariantu. Odradzam nocowania w schronie Vallota z uwagi na fatalne warunki sanitarne, które z pewnością nie przynoszą chluby właścicielowi blaszanego pudełka: Club Alpin Français.
    Droga przez lodowiec Dome nie przysparza trudności technicznych (śnieg do 40°), ale wymaga ostrożności, w związku z wysokim zagęszczeniem szczelin. Najbardziej efektowny jest trawers tuż pod ogromnym serakiem poprzez tunel utworzony z lodowych sopli. W świetle czołówek wywiera niezapomniane wrażenie. Przejście go przy rozmiękłym śniegu można polecić jedynie desperatom.
    Wyjście na grań (Col de Aiguilles Grises, 3850 m) prowadzi stromym żlebem, który przy schodzeniu możemy obejść łatwymi skałkami po południowej stronie. Powyżej punktu zwornikowego (Piton Italiens, 4000 m) przechodzimy eksponowane ostrze, które popołudniu stanowi najtrudniejszy odcinek drogi zejściowej. Warto mieć raki z "antibotami", dzięki czemu mokry śnieg nie będzie przyklejał się nam do butów. Na szerokim grzbiecie Dome du Gouter (4300 m) łączymy się z drogą francuską i romantyczny świat górskiej pustki odchodzi w przeszłość. Atmosfera na "francuskiej autostradzie" przypominała scenki w stylu "słoneczna niedziela na Zawracie". Co czwarty zespół mijany przez nas na grani Bosses mówił po polsku! Według relacji rodaków, okolice schroniska Goutera zabudowane zostały namiotami Alpinusa i Marabuta. Z rozrzewnieniem pomyśleliśmy o małym, dzikim schronisku Gonella, z którego tego dnia wyszły zaledwie trzy zespoły....

© Piotr G. Mielus, 1999


Polecamy strony:



Nasi partnerzy:



Najpiękniejsze zdjęcia górskie:


zobacz.. »

2010 © Wysokogórski Klub Ekspedycyjny | Webmaster